Zapraszam do zapoznania się z artykułem o Lodzi Halamie i jej błyskotliwej karierze zrobionej dosłownie nogami!
PISOWNIA ORYGINALNA
"Samotną gwiazdą" nazwali Lodę Halamę w tym roku letnicy w Żegiestowie. Unikała towarzystwa, bo najlepiej wypoczywa po nerwowym życiu teatralnym zdała od ludzi. Pozatem, jako osoba dość sentymentalna (kto by o tem pomyślał?) lubi godzinami chodzić po ustroniach. Nie dba wtedy o strój, chodzi boso, nieumalowana, gładko uczesana, po prostu zapomina, że jest gwiazdą, która wśród ludzi musi dbać o siebie i na każdym kroku uważać na strój, sposób bycia itd. Cieszy się najbardziej, gdy na pewien czas może zrzucić z siebie jarzmo popularności, co zresztą nie zawsze się udaje.
W tym roku np. miała taką, dość zabawną przygodę. Jak zwykle wybrała się do lasu zupełnie sama. Po kilku godzinach spacerowania zauważyła, że jakiś student idzie za nią w pewnem oddaleniu i pilnie się jej przygląda. Początkowo nie zwracała na to uwagi, choć czuła, że młodzian ów ma wielką ochotę zaczepić samotną panienkę, może dla flirtu, może dla towarzyskiej wymiany zdań — kto wie! Ponieważ jednak trwało to dość długo i wkońcu zaczynało być denerwujące, „samotna gwiazda" skierowała swe kroki ku domowi.
A że Loda jest i w kraju i zagranicą popularna, świadczą jej sukcesy, choćby z ostatnich trzech lat. 1934 rok: Japonja, Paryż, Niemcy, sukcesy w kraju, engagement na ballerinę do Opery stołecznej, tournee po krajach bałtyckich, znów Francja — oto pobieżny skrót szlaku, którym szalała jej sława w tym czasie. Z baletem p. Bodenwieser objechała w 1934 roku Loda Halama Kobe, Nagasaki. Osaka i Kioto.
Czteromiesięczny pobyt w kraju kwitnącej wiśni zalicza dziś Halama do najciekawszych wspomnień. O sukcesach jej świadczyły nabite sale. Bo Japończycy zupełnie inaczej patrzą na piękno sztuki. Gdy my porwani entuzjazmem dajemy wyraz zachwytu huraganami braw, publiczność japońska w milczeniu i skupieniu przygląda się występom. Od czasu do czasu tylko, gdy coś w szczególniejszy sposób oddziaływa na ich zmysł piękna, odzywają się krótkie, głośne okrzyki. No, a po przedstawieniu przychodzi się za kulisy i znów bez słów patrzy się na artystkę, ogląda się jej strój i po zamienieniu ukłonu, odchodzi. Robią to szczególnie kobiety, które nie bez celu przychodzą za kulisy; panuje tam bowiem zwyczaj, że jeśli artystka, swoja, czy obca, podoba się publiczności w szczególniejszy sposób. Japonki naśladują potem jej strój, jej ruchy, sposób bycia itd, Strasznie śmiesznie wygląda potem, jeżeli taką artystkę - gościa z zagranicy zapraszają na przyjęcie; przybywszy tam bowiem, znajduje się ona w towarzystwie Japonek, ubranych jak ona i naśladujących jej ruchy, gesty itd.
Najnowszym zaś sukcesem, za który pochwaliła Lodę cała prasa i cała publiczność, był taniec jej w „Gejszy". Zagranicą zaś Loda odniosła znów triumfy w Berlinie, gdzie urządziła koncert podczas Olimpiady. Obecnie bawi artystka w Warszawie. Niedawno zaproponowano jej wyjazd do Południowej Afryki. Propozycja bardzo nęcąca, choćby ze względu na nadzwyczaj wysoki poziom kultury tanecznej w tym kraju.
"AS" 1936
Spokojne czasy międzywojnia....
Tuż przed wybuchem II wojny światowej Lodzia spotkała największą miłość swojego życia - Georga Golembowskiego. Pobrali się w Warszawie, gdy wojska niemieckie wkraczały już do stolicy. Zdecydowali się wyjechać z Polski. Po wielkich perypetiach, przez Szwajcarię dotarli do Włoch, ale w 1940 roku wrócili z powrotem, gdyż Loda była w ciąży.
Mąż prowadził hurtownię chemikaliów, a tak naprawdę przez to, że miał paszport szwajcarski, kontakty handlowe i możliwość względnie swobodnego przemieszczania się, zajmował się działalnością konspiracyjną.
Loda też została wciągnięta do takiej pracy, przede wszystkim w RGO (Rada Główna Obywatelska) przy PCK. Zdobywała fundusze i udzielała pomocy, w czym wykorzystywała swe sławne nazwisko i uzyskane po ślubie obywatelstwo szwajcarskie. Między innymi zdobywała sponsorów i zaopatrzenia dla głodnych dzieci z Czerniakowa oraz chorych w szpitalu ujazdowskim.
W czasie wojny urodziła syna lecz niestety mąż zginął w niewyjaśnionych okolicznościach . 13 lipca 1943 roku został śmiertelnie postrzelony.
W 1945 roku wyjechała do Szwajcarii do teściowej, ale relacje z matką obwiniającą ją o śmierć syna nie układały się dobrze. Wkrótce emigruje przez Paryż do Londynu.
Prawie już nie tańczyła. Zajęła się biznesem. W Londynie prowadziła restauracje: „Capriccio”, „La Vodka” i „Falstaff”.
Kolejne dwa małżeństwa w Anglii i Stanach Zjednoczonych były fikcyjne. W latach 80-tych wróciła do Polski. Zmarła 13 lipca 1996 roku w Warszawie.
Polecam przezabawną autobiografię Lody Halamy " Moje nogi i ja".
A o Józefinie Baker, jej pobycie w Krakowie, zamiłowaniu do robótek na drutach itd. możecie przeczytać na innym moim blogu DAWNY KRAKÓW.
0 komentarze: